wtorek, 10 lutego 2015

01 - Zapłaciłabym życiem...



Justin

- Szybko, pakujemy się! - usłyszałem donośny głos Louisa, który wkładał torby z pieniędzmi do samochodu.
- Jeszcze minutka-warknąłem zirytowany. Nie lubię, kiedy ktoś mnie pogania. Przecież jestem profesjonalistą i znam się na tym jak nikt inny. Poco więc ten pośpiech? Żółty do zielonego, niebieski do czerwonego, ostatnie skrzyżowanie kabli i zabezpieczenie ich szkotem.
- Kurwa mać, Justin nie mamy czasu. Już słychać sygnały-pogonił mnie mój towarzysz.
Faktycznie w oddali słychać było dźwięk syreny policyjnej. Postanowiłem więc nie bawić się w odcinanie szkota od kabli, tylko zostawiłem tak, jak jest, gdyż nie zrobi to żadnej różnicy. Wstałem i wszedłem szybko do samochodu, w którym czekał już mocno zdenerwowany Louis. Usiadłem na miejscu kierowcy i odpaliłem auto. Nie zapiąłem pasów, tylko od razu przycisnąłem pedał gazu, na co pojazd warknął. Przejechałem samochodem w stronę wyjazdu z parkingu i stanąłem w miejscu. Policja pędziła w naszą stronę, nawet nie spodziewając się tego, co ich czeka. Wycofałem się i kiedy „misiaczki" znaleźli się na wjeździe, ruszyłem do przodu, kręcąc kierownicą w lewo. Zrobiłem 3 okrążenia wokół budynku, a radiowóz miałem na ogonie. Naprawdę funkcjonariusze są takimi idiotami, że nie widzą tego, jak bawimy się w kotka i myszkę? Nie mniej jednak byli oni już w pułapce. Spojrzałem na swój biały zegarek firmy Casio. 21 godzina 59 minuta i 30 sekunda. Zrobiłem gwałtowny zakręt w stronę wyjazdu i po chwili znalazłem się na drodze głównej. Tak jak się spodziewałem, policja nie zareagowała, tak szybko i zostali na parkingu. W tym momencie przycisnąłem gaz i zmieniłem bieg na wyższy. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał, że za 10 sekund będzie godzina 22, a kiedy wskazał 22 jedyne, co można było usłyszeć, to dźwięk wybuchu. Zerknąłem w lusterko, a moim oczom ukazał się wspaniały widok. Budynek płonął, z nieba zaś spadały jego szczątki.
Uśmiechnąłem się i włączyłem radio, a w samochodzie od razu rozbrzmiały dźwięki piosenki. Louis, który cały ten czas siedział cicho, wiedząc, że może tylko niepotrzebnie mnie zdenerwować, odetchnął. Na ciemnoskórym chłopaku można było zobaczyć kropelki potu. Ostatni raz zerknąłem w lustro,
- Teraz kierunek-paszcza Lucyfera-odparłem, ponownie przyciskając gaz.

9 godzin wcześniej

Victoria
-Cholera-palnęłam, wkładając przecięty kciuk do buzi.
Lubiłam gotować od zawsze, ale prawda jest taka, że wtedy w kuchni było więcej bałaganu niż potraw. Jestem również potworną niezdarą, co właśnie zademonstrowałam, rozcinając sobie palec nożem, a przecież chciałam tylko pokroić ser.
W ustach poczułam metaliczny posmak krwi, która wydostawała się z przeciętego palca. Niby małe przecięcie, ale jak dla mnie to jedna z najgorszych ran, jakie kiedykolwiek miałam, a uwierzcie, należę do osób, które niezbyt dobrze radzą sobie z nożem w kuchni.
Wyjęłam palec z buzi i doczłapałam w kierunku małej szufladki. Otworzyłam ją i wyjęłam z niej opakowanie plastrów. Niechętnie na nie spojrzałam i wyciągnęłam różowy plaster we wzorek jakieś postaci z bajki. Przykleiłam go do rany i jak na zawołanie poczułam się lepiej.
Postanowiłam więc dokończyć to, co zaczęłam, oczywiście uprzednio myjąc nóż, którym się przecięłam. Mam lekką fobię na temat czystości, jeśli chodzi o sprzęty kuchenne. Może to dlatego, że jako dziecko chorowałam na zatrucie pokarmowe i nie było to dla mnie zbyt przyjemne doświadczenie,
Pokrojony w cienkie kwadraty ser posypałam na spaghetti, które przez ten czas chyba już wystygło.
Wzięłam do ręki widelec i przemieszałam sos z makaronem parę razy tak, aby wszystko się wymieszało. Chwyciłam talerz i przeniosłam się z nim na czarną, dwuosobową kanapę. Nie posiadałam w domu telewizora, gdyż zawsze uważałam, że jest to zbędny sprzęt. Jeśli chciałabym zobaczyć film, równie dobrze mogłam odpalić go na telefonie.
Nawinęłam makaron na widelec i włożyłam go do ust. Starałam się wykonać czynność na tyle dokładnie, aby jak najmniej się przy tym pobrudzić, ale kiedy skończyłam jeść, oczywiście sos znajdował się nie tylko w kącikach moich ust, ale i na brodzie, a nawet nosie.
Odłożyłam talerz do zlewu, w którym znajdował się już kubek, garnek i patelnia. Westchnęłam, rozglądając się dookoła. Jak wspominałam, kiedy gotuję, więcej jest sprzątania niż gotowania, a oczywiście tym razem również tak było.
Kuchnia, była połączona z salonem. Naprzeciwko kanapy znajdowały się drzwi do sypialni i łazienki. No i nic więcej. Domek był bardzo mały, ale za to całkiem przytulny. Ściany pomalowane na pomarańczowy kolor dawały złudzenie ciepła. Kafelki koloru białego były dość stare czego nie dało się ukryć. Wewnątrz kuchni znajdowała się tylko lodówka, piekarnik i płyta indukcyjna. No i do tego wszystkiego była tu lada i jedna półka z szufladami. W salonie też nie panował przepych. Miałam tylko to, co konieczne, sofę, stolik i jakąś półkę. Poza tym nic więcej.
W miarę szybko uprzątnęłam kuchnię i skierowałam się w stronę sypialni. W niej również nie było zbyt ciekawie. Małe łóżko, na którym znajdowała się niezaścielona pościel koloru szarego, było niewygodne. Obok niego miałam już jedynie stolik nocny, a naprzeciwko stała średniej wielkości szafa. Przy niej znajdowała się para moich balerinek i rolki, które właśnie teraz porwałam. Usiadłam na łóżku i założyłam rolki na stopy. Nim wyszłam z pokoju, pochwyciłam jeszcze moje mp3 i słuchawki. Włożyłam je do uszu i wyszłam, a raczej wyjechałam na rolkach z domu. Skierowałam się w stronę parku, gdzie mogłam spokojnie pojeździć. Słoneczko świeciło w oczy niemiłosiernie, przez co zaczęłam żałować, że nie zabrałam okularów przeciwsłonecznych. Stanęłam na chodniku i odgarnęłam swoje dość długie włosy do tyłu, chcąc upiąć je w kucyka. Na szczęście na ręce miałam gumkę do włosów, więc szybko je spięłam i ruszyłam dalej. Sięgnęłam do kieszeni moich miętowych jeansów i wyciągnęłam telefon. Odblokowałam go, wpisując kod „5326" i ukazała się moja tapeta. Weszłam w SMS i kliknęłam „nowa wiadomość", co jakiś czas zerkając przed siebie niechcący przypadkiem potrącić jakiegoś pieszego.

Do: Blake
Treść wiadomości:

Siemanko, gdzie jutro?

Wysłałam, krótkiego SMS-a, na którego miałam nadzieję zyskać jak najszybszą odpowiedź. No i tak jak liczyłam, dostałam SMS dwie minuty później, kiedy znajdowałam się już w parku. Podjechałam do najbliższej ławki i usiadłam na niej, mogąc odetchnąć. Wyjęłam telefon z kieszeni i odczytałam.

Od: Blake
Treść wiadomości:

No cześć, co tak długo się nie odzywałeś stary? Już myślałem, że sobie poniedziałek odpuścisz. Jutro opuszczone lotnisko, tam gdzie ostatnio. Godzina 22.30. Z tego, co wiem, startuje koło 15 osób plus ty. Wpisowe 200$, więc do zgarnięcia będzie gdzieś 3 tysiące. Całkiem miła kwota.

Faktycznie 3 tysiące zdołałyby teraz podratować mój budżet i mogłabym wreszcie wybrać się na jakieś zakupy. Od kiedy wyszłam na plus, wreszcie coraz lepiej mi się układa.

Do: Blake
Treść wiadomości:

No całkiem, całkiem. Wpisałeś mnie na listę? A ty startujesz?

Odpowiedź uzyskałam niemalże natychmiast.

Od: Blake
Treść wiadomości:

Chłopie pytasz, a wiesz. Ciebie to nawet zapisywać nie trzeba. Ty tylko przyjeżdżasz i robisz swoje jak zawsze. Ja nie jadę, bo mam robotę to wykonania. A chętnie bym się pościgał.

No tak. Miał rację. Ja tylko przyjeżdżam, staję na pasie startowym i docieram na metę jako pierwsza. A może i pierwszy? Bo przecież nikt tam nie wie, że jestem dziewczyną. Mają mnie za faceta, który po prostu jest niskiego wzrostu i nosi maskę i wiecznie zabandażowaną rękę. Budzę postrach swoją osobą, a raczej tym, kim jestem po założeniu maski.
Chciałabym w końcu ją zdjąć, ale nie mogę. Zaszłam już tak daleko, że ten ruch wiele by mnie kosztował. I nie chodzi o pieniądze. Zapłaciłabym życiem i jestem tego w pełni świadoma.
Poderwałam się z ławki i ruszyłam dalej. Miałam zamiar okrążyć park i wrócić do domu, bo powoli zbliżała się 17. Rozejrzałam się dookoła, a moją uwagę przykuł malutki piesek, który gonił wiewiórę. Przerozkoszny widok, mimo iż boję się psów. Zwróciłam głowę ponownie przed siebie, ale było już za późno. Wpadłam na jakiegoś chłopaka. Kiedy byłam już pewna, że upadłam na ziemię, otworzyłam oczy. Poczułam się dziwnie lekko i spojrzałam w dół. Deskorolka znajdowała się 3 metry przede mną. Odwróciłam głowę w górę i spojrzałam na chłopaka. I w tym momencie zatraciłam się w jego brązowych oczach. Jedyne co mogło wyjść z moich ust to:
-Przepraszam, niezdara ze mnie.


Dziękuje bardzo za komentarze, które pozostawiliście pod prologiem. Nawet sobie nie wyobrazicie, jaki uśmiech gościł na mojej twarzy, kiedy je czytałam!

No i pierwszy rozdział za nami :) Naprawdę długo zabierałam się za napisanie początku, Zawsze miałam inny pomysł i sądziłam, że jest z nim coś "nie tak" ale ostatecznie zdecydowałam się na to. Wiadomo to dopiero początek i nie chce od razu zdradzić wam za wiele.
Victoria na kogoś wpadła. Hmm ciekawe na kogo? Domyślacie się?
Kolejny rozdział w dodam w sobotę ^^ Punktualnie o 20.00.



8 komentarzy:

  1. Cudowny ! Czekam na next ! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj już nie mogę się doczekać 😍

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny ;)
    Mogę prosic o wejścia ? Dopiero zaczynam
    zaczytani090.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Dumna jestem, brawo. Super rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeej... Genialny :D Taki tajemniczy xd ;3

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny. Cieszę, że już dodałaś. To pierwszy rozdział, a mi już się bardzo podoba i mogę powiedzieć/napisać, że napewno będę czytać dalej. Wydaje mi się, iż wpadła na Justina. Życzę weny i czekam na następny. Kocham cię xx

    OdpowiedzUsuń